![]() |
Erika "Tępa Bladź" Eleniak - była gwiazdka "Słonecznego Patrolu" |
Od czego by tu zacząć? Klasyczna historia nieumarłego arystokraty upchnięta została w ramy 'Słonecznego patrolu' w wersji Sci fi. Naprawdę nie wiem co ci scenarzyści mają z tą manierą, żeby wszystko co przyzwoite przenosić w czasie, w przyszłość. Może sobie myślą: "Hej, a może zrobimy to w przyszłości? Wooah..! Wyobrażacie sobie ukrzyżowanie Jezusa za pomocą laserowych gwoździ, na planecie pełnej komicznego robactwa? A Jezus zmartwychwstanie po trzech dniach, bo tak naprawdę był androidem!". Ale cóż, nie każdego widać stać na porządny, gotycki zamek, gdzieś pośrodku Karpat. Oto statek ratunkowy 'Matka 3' napotyka się na inny statek, 'Demeter', gdzieś pośrodku przestrzeni kosmicznej. Zgodnie z pionierską zasadą "Kto pierwszy pomaca, to jego" załoga ma zamiar zaopiekować się dobrami tej, dryfującej bez śladu życia w stronę Ziemi, jednostki. W skład naszej dzielnej załogi wchodzą: cpt. Van Helsing (Casper Van Dien) - ciacho, zupełny brak ikry, ale najmniej wkurwia ze wszystkich, exo Aurora Ash (Erika Eleniak) - tępa bladź, blond cycata laleczka, ale w każdym filmie musi się taka znaleźć, Professor - sparaliżowany prawie geniusz w hipsterskich okularach, Humvee - duuuży i równie głupi co wielki murzyn, 187 (Coolio) - mały, chudy ćpun, tragiczny element komiczny oraz nie tak młoda praktykantka-nawigator, która udaje jakąś nastolatkę i nasz hrabia Orlock aka Dracula aka Jestem-najżałośniejszym-wampirem-jakiego-nosiła-matka-komos(?), tak sztywny jakby miał wieczny udar. Nasza wesoła gromadka zaczyna więc odkrywać historię Demeter, wraz z postępującą penetracją... ekhem, eksploracją. Przez cały film, dosłownie "z dupy", wyświetlane są przerywniki w postaci video-loga pokładowego, prowadzonego przez Cpt. Varnę (Udo Kier!). Niezapomniany Dragonetti z "Blade'a" niestety tylko wkurwia swoją przekoloryzowaną grą i dziwnym, wschodnim czy też rumuńskim akcentem. Ale i tak, zawsze to milej. W miarę jak nasza historia się posuwa (ekhem) do przodu, nasi nie zrażeni niczym, a w szczególności swoim ogólnym brakiem inteligencji, śmiałkowie odkrywają, że ze stacji Transylwania (gaaad.. pliiiz) razem z transportem trumien na pokład dostał się krwiopijczy demon. Mimo, że religijność jako taka odeszła w zapomnienie wiedzą, że mają przesrane jak członek KKK operowany przez czarnoskórego chirurga. Pierwszą ofiarą-obiadem staje się Coolio, po którym to fakcie jest jeszcze mniej śmieszny, mimo że zdecydowanie więcej nawija. Efekt jest tak smutny, że zaczyna się rozumieć subkulturę emo. Nawija o ćpaniu, cyckach Tępej Bladzi, albo o jednym i drugim naraz. Po pewnym czasie ginie i muszę przyznać, jest to pewna ulga. Mimo odkrycia (chyba szukali w jakimś rodzaju kosmicznego Google) sposobu na pozbycie się pana Pijawki, nasz dzielny kapitan-przystojniak, po walce z nim, zamienia się w wampira, podobnież zresztą jak kolejnych 2 członków załogi. Życie, ktoś musiał. Pozostała przy życiu dwójka (Bladź okazuje się robotem, a murzyn... się nie okazuje) postanawia wypełnić plan samozniszczenia, polegający na władowaniu się statkiem w Słońce, gdyż jest to, jak powszechnie wiadomo, doskonała domowa metoda na pozbywanie się wampirów, polecana w Pani Domu. Na moment przed wybuchem Bladź i murzyn udają się uprawiać miłość, bo cóż innego można by robić, gdy czyha na nas wampir, a do śmierci przez usmażenie zostało niewiele czasu?
Jakim cudem udało się namówić kilku niezłych aktorów reżyserowi tego filmu do zgrania w tym paździerzu? Szantaż, hipnoza, niezapłacone rachunki? Nie mam pojęcia. Jedynie Van Dien sprawia, że nie zbiera się na torsje, reszta jest tak sztuczna i jednocześnie tak przekomicznie przekoloryzowana, że gdyby zatrudnić maskotki z Disneylandu człowiek odczułby ulgę. W połączeniu z chyba najgorszymi dialogami świata widz cieszy się, że ich pokąsano. Każdy stara się stworzyć coś indywidualnego, a nikomu nie wychodzi, jak w polskiej polityce. Żarty koszmarne, relacje między postaciami wymuszone jak uśmiech na wyborach Miss, aż dziw, że taśma filmowa nie doznała samozapłonu ze wstydu. Kapitan nie słyszał chyba o charyzmie (ma zarost, bo nawet maszynka się go nie słucha), Dracula ma w sobie tyle arystokratycznej nonszalancji ile żigolak spod Irkucka, a reszta rzuca slangiem jakieś wypociny scenarzysty.
Sceny akcji, czy też walki, mają tak kaleczną choreografię, że ona chyba musi być taka specjalnie, bo każdy komu mignął choć jeden film akcji przed oczyma potrafiłby je wyreżyserować lepiej. Postacie biegają jakby przed chwilą zorientowały się, że nie ma papieru na rolce w toalecie i z opuszczonymi gaciami, w te pędy, udały się na poszukiwania. To nawet nie jest paraolimpiada. A biegają po jednym, jedynym korytarzu. Serio. Kurwa, jeden jedyny korytarz, z odnogą, kręcony z rożnych perspektyw, po którym biegają jacyś paralitycy. Ciężko to opisać jakimkolwiek językiem znanym człowiekowi. I teraz dochodzimy do najlepszego: efektów specjalnych. A ich ... tadaaam!.. nie ma! Naprawdę. Jedyne to te, zapożyczone z innego filmu, animacje kosmosu i statków kosmicznych. Ma być mistycznie? Zwalniamy szybkość przesuwania się klatek filmu.. Ma być super-szybki bieg wampira? Przyspieszamy taśmę. Na co poszła kasa przeznaczona zamiast na efekty specjalne? Na takie metody dla debili? Wątpię. I te zbliżenia. No kurwa. Jak coś zostanie ukazane w zbliżeniu, to z automatu nie staje się super fajnie efekciarskie, sorry bub, to tak nie działa. Za to, o taak, bardzo wygląda to tak, jakby komuś pojebały się przyciski na kamerze. Muzyka jak to muzyka, przy tak ogólnej słabiźnie niewiele klimatu może wnieść.
Dostajemy więc 'space horror' bez horroru. Jedyna niewiadomą w tym filmie jest to, kogo zajebią pierwszego. Co do reszty, to nie trzeba być wróżbitą Maciejem żeby to przewidzieć. Scenografia rodem z jakiegoś techno klubu pod Lublinem na pewno nie pomaga. Już poranne wypróżnienie niesie ze sobą więcej prawdziwych emocji, a gdzie do tego gotycki klimat od zawsze otaczający historie o nieugaszonym pragnieniu Draculi? Bram Stoker przewraca się w grobie (o ile nie zamienił się w wampira, mwahahahahaha!) I jeszcze te eksplodujące tanią pirotechniką trumny za każdym razem, gdy wychodził z niej wampir. Faaaak.
Tak więc, to obowiązkowa pozycja! Myślę, że długo jej nic nie przebije, jedyna uwaga: ubezpieczcie się od faktu, że po obejrzeniu tego czegoś umknie wam bezpowrotnie jakieś 30 punktów IQ.
Ocena na IMDb: 2.0/10
Kutasometr: 9!
Cytat filmu: Przy ewidentnie wysuszonych zwłokach, które trzymają w ręce krucyfiks:
"Humvee (a propos krucyfiksu): - Co to?
187: - Ah.. to metalowy znak 'plus'! Ok, ten koleś to matematyk! To wyjaśnia wszystko."
Plakat: http://www.tinyurl.pl?alSt8IIQ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz